Niech inni se jadą gdzie mogą gdzie chcą
Do Wiednia Paryża Londynu
A ja się ze Lwowa nie ruszę za próg
Ta mamciu ta skarz mnie Bóg
Bo gdzie jeszcze ludziom
Tak dobrze jak tu?
Tylko we Lwowie!
Gdzie śpiewem cię tulą
I budzą ze snu?
Tylko we Lwowie!
Kraj skrajności? Ukraina!
Ukraina to kraj wielu skrajności. Od kilku lat we wschodniej jej części toczy się regularna wojna, która osłabia kraj ekonomicznie i gospodarczo. Średnia miesięczna pensja to niecałe 900 złotych (6500 hrywien), a w dziesiątce najbogatszych ludzi na Ukrainie, znalazł się poprzedni prezydent Petro Poroszenko, którego majątek szacuje się na 900 milionów dolarów. W stolicy kraju Kijowie znajduje się trzeci najczęściej na świecie odwiedzany McDonald’s (ponad 2 miliony osób rocznie), a Ukraińcy zajmują pierwsze miejsce w rankingu kupowania luksusowych, zagranicznych samochodów.
Zakwaterowanie
Postanowiliśmy osobiście przekonać się czym może zaskoczyć nas Ukraina i wybraliśmy najłatwiejszy punkt na mapie – Lwów. Jako środek transportu posłużył nam turystyczny autokar, który z Warszawy zabrał nas późnym wieczorem w długą i nużącą podróż z ponad trzygodzinnym postojem na przejściu granicznym. Dotarliśmy do Lwowa po ponad 12 godzinnej jeździe i powędrowaliśmy do naszego mieszkania, które wynajęliśmy w samym centrum miasta. Koszt wynajmu kawalerki za tydzień to 520 złotych. Nasz pokój z aneksem kuchennym, łazienką i balkonem był kompozycją ukraińskiej folkowej kultury i artystycznego kiczu. Na różowej ścianie widniało malowidło paryskiej wieży Eiffla, pokój udekorowany był sztuczną lawendą, a w rogu stał duży, kaflowy piec. Jeśli wybieramy się w podróż do dużych miast to bez wątpienia, najlepszym rozwiązaniem na szybką komunikację i sprawne przemieszczanie się jest znalezienie lokum w centrum. Nasza kawalerka znajdowała się dosłownie 2 minuty drogi od placu z pomnikiem Adama Mickiewicza, który stoi w centralnym punkcie miasta.
CZYTAJ TAKŻE:
Ruszamy w miasto!
W imię zasady „dwa dni degustacji – reszta dni spalanie kalorii” nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do restauracji „Kupoł”. To restauracja, która zachowała atmosferę przedwojennego Lwowa. Na ścianach wiszą stare obrazy i portery mieszkańców miasta, oraz wycinki przedwojennych, polskich gazet. Karta obfituje w potrawy kuchni staropolskiej, ukraińskiej, oraz europejskiej. Zmysłowe smaki naszych dań i niepowtarzalny klimat tego miejsca na pewno na długo zostanie w pamięci każdego, kto odwiedzi to miejsce. Po wspaniałej, kulinarnej uczcie, wybraliśmy się na spacer wokół rynku. Warto nadmienić, że niesamowity klimat, oraz zabytkowy wizerunek miasto zawdzięcza swej bardzo bujnej historii. Począwszy od najazdów Tatarów w 1216 roku, miastem rządzili kolejno Polacy, Rosjanie, Szwedzi, Francuzi, Austriacy i w końcu Ukraińcy, a większą część mieszkańców od pokoleń stanowili Ormianie i Żydzi. O wartości miasta może świadczyć fakt, iż znajduje się tu ponad połowa zabytków Ukrainy.
Idąc ulicami wokół średniowiecznego rynku co chwila natrafiamy na zabytki o ogromnej wartości historycznej i architektonicznej. Mijając Plac Katedralny natrafiamy na masywną, gotycką katedrę łacińską pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, która okryta jest barokową kopułą. W środku katedry widać inspiracje śląskie i małopolskie. Lwów to miasto świątyń i kościołów. W samym centrum miasta jest ich 41, większość z nich otwarta jest również dla turystów, a we wszystkich odprawiane są codzienne nabożeństwa. Do grona najbardziej zabytkowych możemy również zaliczyć Kruchtę - łacińska katedrę, w której odnajdziemy połączenie różnych architektonicznych stylów zespolonych ze sobą w jedną nierozłączną całość. Przedsionek katedry zrobiony jest na wzór gotycki udekorowany krzyżowo-żebrowym sklepieniem. Na środku katedry stoi częściowo złocona, marmurowa chrzcielnica wykonana około 1770 roku. Ściany zdobione są barokowymi ozdobami, a w południowej części zobaczyć można renesansowe nagrobki.
Na pewno ogromne wrażenie robi ratusz wzniesiony w latach 1491-1504 z inicjatywy Jana Olbrachta. W budynku, który usytuowany jest w centralnej części starego rynku, urzęduje rada miasta. To kolejna budowla, która łączy ze sobą kilka stylów architektonicznych. W samym ratuszu jest 156 pokoi i 9 sal konferencyjnych, a wejścia do gmachu strzegą kamienne lwy z herbami Lwowa.
Gdzie zjeść smacznie i tanio...
Skoro już jesteśmy na rynku warto zapomnieć na jakiś czas o otaczających nas zabytkach i rozpocząć „zwiedzanie” lokalnych barów i restauracji.
We Lwowie jest kilka rodzajów lokali gastronomicznych. Te, które pamiętają minioną epokę to restauracjokawiarnie. Można tu wpaść na niejednego kielicha, kotleta z gotowanymi ziemniakami, poranną kawę, czy deser. Klientela takich miejsc to przekrój wszelakich warstw społecznych, a ceny są abstrakcyjnie tanie, dla przykładu za zestaw obiadowy (zupa, sałatka warzywna, drugie danie, deser i kompot) zapłacimy około 11 złotych.
Bardzo popularne stają się kawiarnie, często robione na wzór dawnych kawiarni austriackich za czasów panowania Habsburgów. Serwuje się w nich rozmaite lokalne i europejskie wypieki i oczywiście kawę. Co ciekawe kultura picia kawy została spopularyzowana przez Polaków, Austriaków i Francuzów wizytujących i zamieszkujących miasto. Sami Ukraińcy preferowali picie herbaty. Do czasów drugiej wojny światowej Lwów okrzyknięty został kawową stolicą Polski, a do dziś w mieście istnieją przedwojenne polskie kawiarnie serwujące kawę w tradycyjny sposób. Jednym z takich miejsc jest kawiarnia „Warszawska” w hotelu Warszawa, która śniadanie wraz z wyśmienitą kawą proponuje za 11 złotych. Najbardziej popularnym miejscem spotkań gdzie aromat kawy kusząco łaskocze nasze nozdrza już od wejścia jest kawiarnia – muzeum „Kopalnia kawy”. To bardzo unikatowe miejsce, które oprócz serwowania wyszukanych smaków czarnego trunku zabiera nas do podziemi gdzie składowane są ogromne ilości kawy, wydobywane przez kawowych górników.
Na ugaszenie pragnienia - trunki znamienite
Czas na zmianę klimatu. Nasz wzrok przyciąga długa kolejka ludzi czekająca na wejście do pijalni „pijana wiśnia”. Właściwie to tu powinniśmy rozpoczynać każdy dzień naszego pobytu we Lwowie. Podawana w grubych kieliszkach z wiśniami w środku, ta magiczna nalewka cudownie rozgrzewa, a jej kusicielski smak nakłania nas do kolejnej szklanki.... Amatorzy tego trunku w szybkim czasie zamieniali się z ochoczo gawędzących smakoszy nalewki w półprzytomnych ludków z mętnym wzrokiem. To był sygnał aby ruszyć dalej, szczególnie, że w ofercie można było znaleźć litrowe butle.
Czas na posiłek, a na naszej mapie dość niezwykłe miejsce. Owiana legendą sieć schronów, które po przemianowaniu ich na lokal gastronomiczny stały się jedną z najchętniej odwiedzanych restauracji we Lwowie. Chodzi oczywiście o znaną w całej Europie „Kryjówkę”. To miejsce podczas drugiej wojny światowej stanowiło siedzibę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, stąd oficjalnie ma kamuflujący adres – „gdzieś na starym rynku”. Wejście do tej podziemnej restauracji znajduję się w podwórzu, w którym niechętnie chciałbym się zgubić. Ciężkie żeliwno-drewniane drzwi otwiera nam uzbrojony Ukrainiec i niskim, stanowczym głosem pyta nas o... hasło. „Chwała Ukraini!” - wykrzykujemy zdecydowanie, po czym zostajemy zaproszeni do środka. Tu następuje zwrot akcji, atmosfera staje się bardziej przyjazna, strażnik wita nas życzliwym uściskiem i metalową nakrętką od menażki z Horałką, czyli ukraińską wódką. Po dwóch szybkich toastach, kierujemy się schodami w dół, które zabierają nas w niesamowitą podróż do przeszłości. Właściwie odnosi się wrażenie jakby przeniosło się do podziemnego miasta. Jest tutaj centrala telegraficzna, okopy, ziemianka, atrapa sklepu z gazetami oraz mnóstwo rekwizytów z okresu drugiej wony światowej. Kelner w partyzanckim stroju świetnie radził sobie z językiem polskim, a my zaczarowani klimatem, postanowiliśmy dać upust naszym emocjom i zamówiliśmy z menu (które wyglądało jak propagandowy biuletyn) kilka przystawek, dwa dania główne, po piwku i pół litra wódki miodowej. Jedzenie podawane było na drewnianych dechach i w wojskowych menażkach i choć nie była to wykwintna kuchnia to klimat, który tam panował oraz moc miodówki zabrał nas w naprawdę niezwykłą przygodę.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy w istnie wiedeńskim stylu. Okazało się, że lwowskie kawiarnie na śniadanie oferują nam croissanty. W większości miejsc pieczone są one na miejscu, a składniki możemy dobierać sami. Historia lwowskich croissantów sięga czasów zaborów. Legenda głosi, że polski piekarz Jerzy Kulczycki po zakończeniu oblężenia Wiednia w roku 1683 aby upamiętnić zwycięstwo nad Turkami zaczął wypiekać bułeczki w kształcie półksiężyca. Przepis szybko rozpowszechnił się na terenie całego cesarstwa Austro- Węgier, a po zajęciu Galicji w 1772 roku, przepis na croissanty zadomowił się również we Lwowie. Warto nadmienić, że koszt takiego śniadania ( dwa przepyszne croissanty z kawą lub herbatą) to 100-110 hrywien czyli 13 złotych. Po obfitym śniadaniu kierujemy się na Kopiec Unii Lubelskiej. Wzniesiony w 1869 roku z okazji 300 rocznicy zawarcia unii lubelskiej ma 413 m n.p.m. i jest doskonałym punktem widokowym na całe miasto i okolice. Kopiec stanowi pewnego rodzaju punkt graniczny pomiędzy zabytkowym Lwowem, a częścią miasta, która została dobudowana po drugiej wojnie światowej i wygląda jak niejedno polskie, postkomunistyczne osiedle z żelbetonowymi blokami. Cudowne uchwycenie kontrastu. W oddali sielankowy widok pól, lasów i pastwisk, a nad naszymi głowami powiewająca flaga Ukrainy zmusza do refleksji na temat tego pięknego kraju objętego częściowo wojną, oraz kryzysem gospodarczym i nierównością społeczną. Ale kiedy wracamy do centrum miasta zapominamy o nostalgii i smutku, bo miasto wita nas z powrotem kolejnymi atrakcjami. Jedna z nich to na pewno kurs tańców latynoskich w samym centrum rynku. Gorące rytmy wydobywające się głośników tłumiły hałas miasta. Pary ochoczo tańczyły na drewnianym podeście, który usytuowany był zaraz przy przystanku tramwajowym. Wojna? Jaka wojna, chciałoby się zapytać patrząc na ten pokaz i tłumy gapiów wokół. A może właśnie taniec i zabawa jest alternatywą na codzienne troski? Pośród zgiełku, hałasu i latynoskich dźwięków, naszą uwagę przykuły gdzieś nieopodal odgłosy instrumentów dętych. To Teatr Piwa grał swój hejnał i zwabiał nas kusząco do swoich włości. Teatr Piwa „Prawda” to istna twierdza browarnicza. Przez wiele lat budynek funkcjonował jako dom towarowy. W 2014 roku środek tego budynku został całkowicie przebudowany. Na parterze postawiono warzelnie piwa oraz sklep z rzemieślniczymi browarami. Kolejne piętra zajmują bary i stoliki a w centralnym punkcie lokalu pomiędzy drugim a trzecim piętrem stoi antresola na której występuje orkiestra dęta. Oprócz niezliczonej ilości browarów, lokal ma także ciekawą kartę dań i przekąsek, a kuchnia jest cała przeszklona, dzięki temu można podziwiać pracę kucharzy.
Polskość we Lwowie
Polska historia Lwowa przedstawiana jest przez dziejopisarzy w różny sposób. Miasto otrzymało prawa miejskie w 1356 roku, kiedy to należało do Królestwa Polskiego. Następnie dostało się pod panowanie Rosjan, Austriaków i Niemców, oraz po drugiej wojnie światowej ponownie Rosjan. Obecnie część historyków ukraińskich stwierdza, że przez te wszystkie wieki Lwów z Galicją był okupowany przez Królestwo Polskie. Trudno jednak znaleźć informacje dotyczące niechęci czy nienawiści, która miałaby panować pomiędzy mieszkańcami polskimi i ukraińskimi, a Lwów niemalże przesiąknięty jest przedwojenną polską kulturą i rzemiosłem. Podczas naszego pobytu w tym mieście natrafiliśmy na niezliczoną ilość polskich ulic, kamienic, dawnych zakładów rzemieślniczych i sklepów wielobranżowych, których szyldy istnieją do dziś.
Lwów nie wypiera się polskiej historii, a Ukraińscy mieszkańcy Lwowa okazali nam ogromną, szczerą gościnność i pomoc w każdej sytuacji.
Zdecydowanie zachęcam Was do podróży w to magiczne miejsce!